środa, listopada 16, 2011

"Good thieves of burning cars encircle poisoned rivers minds and hearts..."

Nie mogę przestać słuchać tej piosenki, boję się, że za niedługo mi się znudzi.

No witam witam : )

Po beznadziejnie nudnym tygodniu melancholii czas na przyjemności.
Zacznę od tego, że pobyt tutaj mija mi coraz lepiej. Dalej mam o dużo za dużo czasu wolnego, ale na szczęście się poprawia. Naprawdę dziwnie mi tak, kiedy przez cały tydzień nie latam na zajęcia pozalekcyjne i mam tonę zadania domowego. To znaczy dostajemy w szkole zadania, ale zazwyczaj robię je na lekcjach, albo na seminarze. Bardzo podoba mi się to, że nigdy nie musimy się uczyć na poniedziałek i mamy wolny weekend.

Jutro po południu jadę do Topeki, ponieważ z koleżankami idę na nocną premierę pierwszej części "Przed świtem", czyli ostatniej części "Zmierzchu". Nie jestem wielką fanką tej sagi, ale to lubię i chcę jak najciekawiej spędzić czas w Stanach. Niestety (a może i "stety"/ hahaha istnieje takie słowo?) w następny dzień idę do szkoły. "Stety" dlatego, że piątki zazwyczaj są przyjemne. Nie mówiłam Wam tego, ale parę tygodni temu moja nauczycielka z matematyki zorganizowała "Sleeping Friday". Na lekcji mieliśmy włączony telewizor i naszym zadaniem było oczywiście spać : ).

Dzisiaj przez 2 minuty poczułam się jak w Polsce. Na ostatniej godzinie mieliśmy zastępstwo, więc poszłam do nauczycielki angielskiego po flashcards, ponieważ mam jutro kartkówkę, a wolę poćwiczyć materiał w szkole, zamiast uczyć się w domu. Weszłam do sali z freshmanami, którzy są bardzo śmieszni i zaczęli cały czas coś do mnie mówić, albo tylko wymawiać moje imię (dodam, że mówią na mnie Kasia, ale to wpada w Kesha). To zabawne, trochę im poprzeszkadzałam w lekcji, ale miałam jeszcze inny powód, żeby wejść do ich sali. No, mimo wszystko było jak w Polsce, ponieważ klasa była niegrzeczna, nie tak jak wszystkie - spokojne i ciche. Amerykanie nie robią ŻADNYCH głupot na lekcji -.-

W piątek moja koreańska koleżanka organizuje imprezę urodzinową, w sobotę przychodzi do mnie Wietnamka. Moja rodzina wspominała mi też o sesji zdjęciowej, którą zrobimy w któryś weekend. Powiem Wam jedno: nasze koleżanki mają o wiele ładniejsze zdjęcia na Facebooku, nawet jeśli nie są profesjonalistkami i modelkami (ale takie też mamy oczywiście : D) niż sesje z fotografem tutaj. Zobaczymy jak to będzie, nie liczę na "cuuuudowne" zdjęcia, ale powinno być fajnie.

+ Znalazłam inne ładne zdjęcia z tamtego tygodnia (których mam nadzieję nie macie dość z powodu ilości w ostatnim poście)


O, to bardzo lubię.



Hahaha słyszałam, że parę dni temu na (prawie) mojej dzielni spadł śnieg. To słodkie, u mnie dzisiaj zimniej, ale znowu w sobotę 18 C! Pogoda zmienia się radykalnie z dnia na dzień.

xoxo

poniedziałek, listopada 14, 2011

Sporo do nadrobienia!


Witam witam : *
Na wstępie chciałabym Was przeprosić, że nieco się obijam na tym blogu : ).
Trochę się wydarzyło, niestety nie tyle ile bym chciała. Prawda jest taka, że dni robocze zazwyczaj spędzam w domu nic-nie-robiąc. Na szczęście w weekendy jest inaczej : ). Nie opisałam poprzedniego, więc przygotujcie się, bo ten post będzie bardzo długi (ale oczywiście postaram się nie zanudzać). Enjoy!

Poprzedni piątek - 11/4/2011:
Pojechałam do nowego domu Niny (Rok w Kansas). Jest zachwycona nową rodziną i domem, ale wcale jej się nie dziwię : ). Zaprosiła mnie do siebie również dlatego, że jej szkoła miała mecz piłki nożnej, który jak uważam jest ciekawszy niż futbol amerykański. Poznałam jej siostrę, jej przyjaciółkę i trochę innych ludzi. Bardzo żałuję, że nie mieszkam w większym mieście. Ci ludzie wyglądają prawie normalnie i już kolejny atrakcyjny chłopak z tej szkoły mówi mi, że jestem jego dziewczyną. Hahahaha. Słodkie, szkoda, że miał kolczyki -.-. Mimo wszystko na pożegnanie dałam mu buzi w policzek, co jest najbardziej normalną rzeczą w Europie. Tutaj nikt się tak nie wita, ani żegna, więc było to nieco kontrowersyjne, jeśli poznałam tego chłopca godzinę wcześniej i wszyscy zrobili "łaaaał".

Po meczu pojechałyśmy do McDonalda na gorącą czekoladę, bo zmarzłyśmy na meczu. Pracuje tam jeden okropnie bżydki chłopak, z którym mam matematykę (HEHE niemamgowznajomychwięctegonieprzetłumaczy + nawszelkiwypadeknapisałamzbłędem : )) i po tym jak zobaczył mnie z innymi trzema ładnymi koleżankami nie pozwolił mi o tym zapomnieć w poniedziałek w szkole.

P.S.
Jestem w połowie tego posta, ale właśnie mi się przypomniało, że widziałam pierwsze Audi w Stanach w ten piątek. Niemieckie auta są tu bardzo rzadkim widokiem, zwłaszcza jak mieszkam na wsi, ale zawsze ich wypatruję. Najlepsze jest to, że miał je siedemnasto-letni sąsiad Niny, który ma cudowny głos i jest bardzo miły. Ścigałyśmy się (ja, Nina, jej siostra i jej przyjaciółka) z nim (i bratem Niny), ale oczywiście Audi wygrało : ).

Poprzednia sobota - 11/5/2011:
Odwiedziłam fryzjera, na szczęście nie widać wielkiej różnicy. Kupiłam śliczną zimową czapkę!

Poprzednia niedziela - 11/6/2011:
Po południu pojechałam do Topeki, ponieważ ja i moje koleżanki z wymiany sprzedawałyśmy girl scout cookies, czyli ciasteczka harcerek. Są niezmiernie smaczne i uzbierałyśmy około 280$. Każda z nas mogła w tym tygodniu zrobić zamówienia w szkole/ na osiedlu itp. Finally (tutaj ciekawostka o mnie: uwielbiam to słowo, ponieważ ZAWSZE tak mówią na Eurowizji, którą kocham; np. "and finally 12 points go to... Azerbaijaaan!!!" - jak to było w tym roku, mimo że Azerbejdżan w Europie nie jest) z mojej szkoły zebrałam zamówienia na 180$ więc przyzwoicie. Inne "harcerki" (HAHAHAHA napisałabym brzydsze słowo, ale nie będę tu pokazywać się z niekulturalnej strony) chyba w ogóle nie sprzedawały tych ciasteczek. Ja uważam to za zabawę i potem też będę miała tańszą wycieczkę do Kolorado (na wiosenną przerwę) i to jest plus tego całego "przedsięwzięcia".

W przerwie, którą dostałyśmy z Niną, ponieważ było nas za dużo przy stoisku, poszłyśmy przejść się i zahaczyłyśmy o second hand. Kupiłam bransoletkę i dostałam ataku śmiechu, kiedy znalazłam czarną bluzę z Adidasa za 12$.

Czas na zdjęcia:
+ Polecam nacisnąć na jedno zdjęcie, lepiej się tak ogląda!

Nasze "stoisko", godzina 2 po południu.

mniam


O jaka tu jestem podobna do mojej babci z Chin.


SOLARA 

Amerykańska ulica.

Wąsy z automatu + jest MOVEMBER, więc się nie golimy!



W aucie, czekając na Nicole. Mam nadzieję, że nikt nie zapomina jak wyglądam : )
 (chociaż może nie pamiętacie już jaki mam głos hahaha).

Poniedziałek, wtorek, środa, czwartek:
Najgorszy tydzień z mojego całego pobytu. W poniedziałek minęły równe trzy miesiące Kasiuni w Stanach, może to jakieś symboliczne, może po prostu zaczęłam tęsknić i byłam smutna. Na szczęście już jest lepiej.

Piątek:
MAKE A WISH!
Po beznadziejnie nudnym tygodniu czas na dobry weekend!
Pojechałyśmy z Niną do kina. I tutaj amerykańska ciekawostka: Kino jest bardzo drogie. Za bilet zapłaciłam 9.50$, a za zestaw: 2 duże napoje i duży popcorn 17.50$. Chyba z tego też powodu mało osób tam chodzi. Tzn. nie jakoś strasznie mało, ale na pewno mniej niż w Polsze.

Zostałam u Niny na noc, ponieważ czekała nas wycieczka.

Sobota:
W planach mieliśmy zobaczyć: muzeum militarne (czy coś takiego), miejsce urodzenia Eisenhower'a - amerykańskiego prezydenta z Kansas i fabrykę czekolady. Prawda jest taka, że oprócz muzeum, w którym byłam maksymalnie 20 minut nie zobaczyliśmy nic innego poza sklepami z pamiątkami. Dom Eisenhower'a był zamknięty <?>, za muzeum było trzeba dodatkowo płacić. Fabryka czekolady, dla której głównie pojechałam, okazała się sklepem z czekoladowymi wyrobami. Oczywiście wydałam "trochę" pieniędzy, które miałam zamiar oszczędzać, bo wydaję tutaj nieco więcej niż powinnam, ale to wina jedzenia, które muszę codziennie kupować w szkole.

Wróciliśmy wieczorem. Mimo rozczarowania i tak byłam zadowolona.

Zdjęcia, zdjęcia, zdjęcia:











WE CAN DO IT

ni mom szyi.
"I LOVE CHOCOLATE"








Kupiłam 5 serduszek walentynkowych z nadzieją, że do lutego będę miała komu je sprezentować : ) Jedno wygląda jak piłka do baseballu, może akurat się przyda. Jeśli nie, sama je zjem oglądając jakieś głupie filmy o miłości.

Niedziela:
Nie spodziewałam się, że w listopadzie będę mogła siedzieć w gorącym słońcu na tarasie i czytać moją szkolną lekturę "Dziennik Bridget Jones: W Pogoni Za Rozumem". Hahahaha mało ambitnie jak na szkołę, ale możemy sami wybierać sobie książki, więc czemu nie jedna z moich ulubionych?


Tak to wszystko wygląda, mam nadzieję, że się spodobało (chyba już o tym wspominałam na początku). Postaram się pisać częściej, żebyście "na raz" nie musieli bardo dużo czytać (bo niektórych długość przeraża).

Prawie bym zapomniała, co Wam ostatnio obiecałam. Tym zdjęciem odnawiam listę Rzeczy, Których W Polsze Nie Ma.

Najlepsze, które do tej pory jadłam.

+ Dziękuję wszystkim, którzy mnie pozdrawiają przez moich rodziców i nawzajem! : )


P.S.
Właśnie udostępniłam możliwość pisania komentarzy dla osób niezalogowanych. Hahaha nawet nie wiedziałam, że mam to wyłączone.

czwartek, listopada 03, 2011

Halloween + golf




Jeszcze 5 dni i minie mój trzeci miesiąc w Stanach! Nie macie pojęcia jak ten czas szybko leci. To chyba głównie efekt tego, że codziennie mamy takie same lekcje i dni mało się od siebie różnią. 

W tym tygodniu zapisałam się na dwie (mam nadzieję ciekawe) rzeczy. W sezonie zimowym (czyli już chyba za tydzień) będę menedżerką wrestlingu. HAHAHAHHAHAHAHAHAHAHAH nie wiem na czym to będzie polegać, ale na szczęście jest jeszcze parę innych dziewczyn, które też się w to bawią. Drugą rzeczą jest softball, ale to dopiero sezon wiosenny. Softball to gra podobna do baseballa, ale na rozgrywana mniejszym boisku, z większą piłką i lżejszą pałką. 

***

Halloween spędziłam z Vy i jej kolegami. Było naprawdę super : ). Może się dziwicie, że nie jest Amy Winehouse, ale uznałam, że to nie jest dobry pomysł, bo nie była tu ona aż taka popularna. Nie mam Wam za dużo do opowiedzenia, więc wstawiam ładne zdjęcia.







Dzisiaj moja grupa golfowa miała spotkanie "posezonowe" (nie mam pojęcia jak to nazwać). Oczywiście nie  grałyśmy, ponieważ jest już zimno (od dwóch dni), ale pojechaliśmy (z trenerem) do restauracji. Po przystawce byłyśmy już pełne, ale na spaliłyśmy dużo kalorii ponieważ cały czas się śmiałyśmy. Kiedy przyjechałyśmy z powrotem do szkoły zrobiłyśmy jeszcze parę zdjęć (z naszym zapakowanym jedzeniem :D). Zamiast statywu użyłam przypadkowego auta "pikapa", ciekawa jestem czyjego.



Prawie cała grupa (brakuje jednej dziewczyny).

Mam nadzieję, że nikt nie będzie narzekał, że bardzo mało napisałam, ale w zamian wstawiłam dużo zdjęć. Tak naprawdę to wcale nie jest łatwe pisanie takiego bloga. Każde zdanie musi mieć ręce i nogi. Wszystko powinno być stosowne, ponieważ nie wiem kto to może przeczytać. A w tym tygodniu pojawili się też czytelnicy z Norwegii, Kanady i Włoch (ale tylko jednorazowy przegląd) i Wielkiej Brytanii i Rosji(którzy wyświetlili moją stronę już parę razy). Nie wiem skąd ludzie znajdują mojego bloga, ale jest to bardzo miłe : ). Myślę, że najwyższy czas uzupełnić okno "o mnie" i może jakaś zmiana wyglądu?

Całuski xx

P.S.
Obiecuję, że w następnej notatce zobaczycie amerykańskie pyszności, czyli nowy rodzaj oreo. NAJLEPSZY! < 3

P.S. 2
Zapomniałam Wam pokazać:


Wszystkiego najlepszego 62 letniej autorce Biblii!
Cosmopolitan Cocktail