piątek, września 30, 2011

STO LAT!


Jedna z piosenek, które zawsze, ale to zawsze śpiewam z tatą. I chyba nikt inny oprócz nas ją lubi : )

W prawdzie u mnie już powoli kończy się 30 września, urodziny mojego taty (i też innej osoby - PRZEZNACZENIE : D?), ale nie byłam w stanie przygotować małego prezentu wczoraj. Oto on:


Kochany tato, niestety Twoja ulubienica Ryan nie chciała Ci złożyć życzeń, ale za to Mcgwyre to zrobił.

Skorzystałam z okazji ciastka (amerykańskie cupcake ♥) i zrobiłam jeszcze parę zdjęć, z czego wybieram najlepsze.


Nie denerwujcie się, nie grubnę tu, tak myślę. Nie będę też miała okazji przybrać na wadze, bo dzisiaj skończyło się całe opakowanie PrincePolo [*], a ja jeżeli za czymś nie przepadam, to tego nie jem (chyba, że jestem zdesperowana) a tutaj nie ma tak dużo rzeczy, które bym mogła jeść 24 godziny. Nie ma tu lodów Grycan omm omm, ani chociaż Nesquik. Bywały takie dni w Polsce, że jadłam takie wielkie pudełka zamiast normalnego obiadu, ale na szczęście to rzadko. Za to w Polsze będzie mi brakować lodów z   pokruszonymi Oreo i bitą śmietaną (chyba, że sama sobie to wszystko zrobię!), które kupuję w fast foodzie Sonic, bardzo tu popularnym.

Wczoraj byłam na zakupach w poszukiwaniu sukienki na jutrzejszy Homecoming w szkole Washburn Rural High School, ale nie znalazłam żadnej, która by mi się spodobała. To dobrze, oszczędziłam trochę pieniędzy, które po 5. października przeznaczę na iPhone'a 5 ♥.

W szkole idzie mi całkiem dobrze, standardowo najlepiej z hiszpańskiego. Miałam też dzisiaj trudniejszy sprawdzian z historii, a w poniedziałek chyba kolejny z matematyki. I tutaj nowość, bo dużo osób mówi mi, że pewnie się obijam i rysuję kółka na tym przedmiocie. Jest to nieprawda, robimy tu też rzeczy, które przerabiam po raz pierwszy, ale moja nauczycielka jest bardzo wyrozumiała i mi pomaga, bo najgorsze dla mnie są polecenia. No i nie wiem czy już o tym wspomniałam, ale pierwszy test nie poszedł mi najlepiej, ale za to drugi, o którym przekonana byłam, że będzie parę dni później dostałam B, a w ogóle się nie przygotowałam : ) Mimo wszystko, jak na ostatnią klasę liceum (bo na takim jestem tu poziomie) robią proste rzeczy.

Na dzisiaj to wszystko, życzcie mi miłej imprezy (jestem zapisana jako "date" chłopaka o nazwisku Mcdonald AHAHA) z wymieńcami i nowymi ludźmi.

GLITZ & GLAM
Ostatnia mina dla Marcina J., bo zawsze mnie błagał, żebym zrobiła zeza : )


I jeszcze raz :
STO LAT STO LAT don Belskorleone! 

Córeczka Tatusia 


poniedziałek, września 26, 2011

nowy lokator!

Dzisiaj krótko, chcę Wam tylko napisać co wczoraj się wydarzyło.

Chwilę przed rozpoczęciem pisania mojego poprzedniego posta sprzątałam swoją garderobę. Na samej górze (półce) są jakieś pudełka Mike'a i chciałam dać jedno na drugie i coś mi spadło, ale uznałam, że podniosę to później, bo to niebezpieczne tak schodzić i wchodzić na ruchome krzesełko. Po jakimś czasie zaczęłam zbierać rzeczy, które zrzuciłam z półek na ziemię i zobaczyłam węża.

Na początku uznałam, że to sztuczny wąż i spadł razem z rzeczami z góry, ale bywam ciekawska i dotknęłam go wieszakiem dla upewnienia. RUSZYŁ SIĘ. TAK TO BYŁ PRAWDZIWY WĄŻ. Poszłam do góry sprawdzić czy Nicole śpi, ale nie chciałam jej budzić więc wróciłam do mnie do pokoju. Zrobiłam sesję mojemu nowemu lokatorowi, z fleszem, z wolnym naświetlaniem, bez flesza, z lampką. Po jakichś 20 minutach uznałam, że może powinnam coś z tym zrobić, bo nie wiem czy takie zwierzęta chodzą po ścianach i łóżkach, a nie mam zamiaru umrzeć w młodym wieku. Wysłałam Jasonowi zdjęcie i napisałam : omg i have snake in my room. Po paru minutach przyszła do mnie Nicole z garnkiem i chciała go przykryć (węża), ale bała się, po za tym okazało się, że przykleił się on do pułapki na myszy (bo te polne też mnie odwiedzają), która spadła z góry. Ja cały czas się śmiałam. Host mum powiedziała, że sąsiedzi mówili jej, że mają węże w domu, bo one jedzą myszy, ale ona nigdy nie widziała żadnego u niej. Około 1 przyszedł Jason z takimi łapkami do grilla i spytałam się, czy ja mogę go podnieść. Nie wiem dlaczego, ale nie boję się węży, większym terrorem są dla mnie robaki.

Tak więc mam tu ciekawe (dla niektórych nierealne i obrzydliwe) przygody. Tak właśnie wygląda moje Amerykańskie życie. Dużo z Was pewnie myśli, że jedyną rzeczą oprócz języka jakiej się tu nauczę to szybkie wydawanie pieniędzy, ale teraz mam dowód na to, że tu nie wszystko jest takie słodkie jak w MTV.

Dla uwierzytelnienia (bo dużo osób mi nie wierzyło) wstawiam film, który nagrałam stawiając aparat na bucie. Kolejne dobre zastosowanie mody.



Jedyna rzecz, która bardzo mnie zdenerwowała tamtej nocy, to to, że pisząc słowo "ponieważ" szybciej (przez przypadek) wcisnęłam Alt i wyszło mi słowo "poniewąż", a przecież węża miałam obok siebie.


Dodaj napis

Informuję, że jeżeli klikniecie na zdjęcie otworzy się ono w oryginalnym rozmiarze.

Wasza Odważna i Dzielna Kasia : *

P.S. a jutro (wtorek) w szkole mamy robione zdjęcia do książki, którą na koniec roku dostaje każdy. Super pomysł, moglibyśmy też mieć coś takiego w Polskich szkołach, ale pewnie nie ma funduszy hihi

i love foreigners!


Witam! Jest już poniedziałek (noc), ale nie mam jutro szkoły, ponieważ są konferencje i spotkania z rodzicami. Cudownie spędziłam ten weekend i jestem bardzo szczęśliwa.

Sobota
W moim domu zorganizowaliśmy międzynarodowy obiad. Na początku chciałam zrobić pierogi, potem zdecydowałam, że rosół, którego nigdy w życiu nie gotowałam będzie lepszy, ale kiedy poszłam do sklepu okazało się, że nie ma głowy pietruszki, uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będą naleśniki z owocami. Dowiedziałam się, że spotkanie jest na 13, więc wstałam o 11.30, żeby mieć pół godziny na wyszykowanie się i godzinę, żeby zrobić moje danie. Przed 12 do mojego pokoju weszła Nina i spytała się za ile przyjdę. Okazało się,  że osoby, które nie były na canoe trip (czyli ja) zaczynają spotkanie o 12. Supcio, prawie nie zdążyłam z samą sałatką, ale to dobrze, bo było tak dużo jedzenia.

Poznałam bardzo dużo "wymieńców". Ci ludzie są naprawdę bardzo fajni. Nie to co Amerykanie z mojej szkoły.

Zacznę od mnie w stronę wskazówek zegara: Vy (Wietnam), trudne imię (Korea Pd.),  Gustavo (Brazylia), za trampoliną: Ricardo, Marrie i Barbra (Brazylia), jakiś Amerykanin, wracamy na trampolinę: Felipe (Brazylia), Ameryka, Ameryka, Nuria, Ivan, Laura (Hiszpania), trudne imię 2 (Korea Pd.), Uwe, Julia, Veronika (Niemcy), trudne imię 3 (Korea Pd.), trudne imię 4, ale używa Dior Miss Cherie, który od niej wyczułam (Chiny),  Marie (Niemcy), Suji (Korea Pd.) i Nina (Polska).
Była jeszcze jedna Chinka, ale pojechała wcześniej. W naszej grupie są 24 osoby, czyli te, które poznałam to nie wszyscy. Jestem z siebie dumna, że zapamiętałam tak dużo imion w jeden dzień : ) Teraz trochę zdjęć, żeby było wszystko po kolei.

Mój bar (TAK MAMY BAR W DOMU!!!!!)


porównanie - Amerykanin i Brazylijczyk AHAHAHAHAHAHA
na bogato

Nasza fundacja zaproponowała nam wesołe miasteczko po obiedzie, ale nikt się na to nie zapisał, więc wyszłam z inicjatywą pójścia do klubu, w którym byłam z Niną. Nie wszyscy mogli iść, ale bawiliśmy się super w 9.

od góry: Nina, Gustavo, ja : ), Felipe; niżej: Barbra, Vy, Marrie, Marie, Veronika

10 punktów za znalezienie mnie na zdjęciu




COMBO BRASILIANO  

umiejętność składania języka w kwiatek jest oczywiście niezbędna.
♥ dla Polaczków, bo mi Was brakuje

Podziwiam Brazylijkę Marrie. Jest nieco większych rozmiarów, ale wygląda tak cudownie, że sama mam ochotę zgrubnąć. Jest bardzo pewna swojego piękna i emanuje seksem. To znaczy Brazylijczycy są tacy z natury (gorący), ale ona jest naprawdę obrazem tego, że nie ważne są cyfry na wadze, tylko podejście (i uwielbienie <?>) do swojego ciała. Polubiłam też bardzo Vy z Wietnamu. Ona chce zostać w Stanach o wiele dłużej. Jest bardzo odważna (chyba wszyscy, którzy jadą sami na rok do innego kraju są odważni) i przyjazna. No i ma ze sobą dużo orientalnego jedzenia, które kocham. Na ten obiad do mnie przyniosła sajgonki mniam mniam. Ona w ogóle jest z miejscowości Sajgon. Nie mogę się doczekać, aż spotkam się z nią i będziemy jeść jej czipsy krewetkowe, które ze sobą przywiozła. Uwielbiam je!

W niedzielę byłam w Bonkers, to taki rura park dla dzieci (Ryan i jej koleżanka się bawiły, nie ja), a potem pojechałyśmy (z Nicole) na zakupy, bo musiałam wymienić jedną parę butów, które kupiłam wcześniej, ale były za duże. Znalazłam ładniejsze : ) a nawet dwie pary : D. Kupiłam też trochę innych rzeczy, ale przecież nie będę Wam robić zdjęć moich ubrań. Odwiedziłyśmy też Walmart, żebym mogła dać zdjęcia z mojego żółtego aparatu na filmy do wywołania. Nie mogę się doczekać! Cała magia aparatów niecyfrowych jest taka, że zapomina się, jakie się zdjęcia zrobiło. Więc jest to niespodzianka i możliwe, że rozpłaczę się jak je zobaczę. Ale od czasu do czasu trzeba się rozpłakać (jak Adele śpiewa "Hometown Glory" to nie da się nie nie płakać będąc mną, więc omijam tą piosenkę, po tym jak ją ostatnio usłyszałam).

Czas mija strasznie szybko. W sobotę idę na Homecoming do szkoły większości naszych wymienców - Washburn Rural High School. Nina znalazła mi partnera, bo inaczej nie mogłabym tam pójść, ale jest całkiem słodki i już z nim rozmawiałam. Nie mogę się doczekać, tylko że nie mam sukienki! Muszę znaleźć jakąś ładną, ale w ostatnim wypadku pójdę w mojej ślicznej z komersu. To nie jest takie łatwe kupować ubrania w moim stanie, w którym nie ma Zary ani H&M : ( a co dopiero reszty sklepów grupy INDITEX (producentów Zary).

Ogólnie to podoba mi się tu coraz bardziej, ale chciałabym żeby ci ludzie ze szkoły byli bardziej ogarnięci, bo jest tam beznadziejnie nudno, co powoduje, że zasypiam na lekcjach. Mamy wi-fi, ale bez dostępu na facebook, ale to dobrze, bo Amerykanie codziennie wstawiają setki brzydkich zdjęć z tą samą miną i mnóstwo statusów typu pseudo-inteligentne cytaty o tym jaka miłość jest w życiu ważna, jak kochają swoich przyjaciół lub że są brzydcy, ale przecież uroda się nie liczy. HAHAHAHAHA dobry żart, nie pasuję do Amerykańskiego stylu bycia. 

Pozdrawiam rodzinę, przyjaciół i przypadkowych ludzi, którzy też czytają to co piszę. No i cieszę się, bo mam już ponad 4 tysiące odwiedzeń, a najśmieszniejsze jest to, że są w tym osoby nie tylko z Polski, ale też z USA, Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii, Chorwacji. Rozumiem USA i Niemcy, ale reszta nie wiem, gdzie mnie znalazła. 

Buziaczki, 
Wasza słodziutka Kasiunia ♥ (według Mery K.)

wtorek, września 20, 2011


No i bardzo się dzisiaj zdenerwowałam. Poszłam do nauczycielki, która prowadzi cheerleadering i spytałam się czy mogę być w grupie. Ona się uśmiechnęła i powiedziała, że jak najbardziej, ale musi się najpierw zapytać viedyrektora szkoły, który o wszystkim decyduje. Pomyślałam, że lepiej będzie jeśli zrobię to osobiście, więc poszłam do niego i jeszcze raz się spytałam. Okazało się, że nie mogę być cheerleaderką, ponieważ zapisy były wiosną! No ale przecież nie byłam w stanie być tu wiosną, poza tym potrafię tańczyć, poza tym jestem z wymiany, gościem, więc powinni pomagać mi spędzić ten rok jak najlepiej, a nie robić z igły widły. Mój plan na najbliższy miesiąc to męczenie tego mężczyzny, żebym była w drużynie. Hahaha ciekawe czy odpuści jak będę do niego codziennie chodzić : )

Oprócz tego dostałam kolejne A z hiszpańskiego, jutro przedstawiam prezentację o Mikołaju Koperniku (na dwie minuty ahahahaha) i w chyba w piątek mam test z matematyki. Prawdziwy test, a nie kartkówkę. Mniej więcej idzie mi dobrze, ale tutaj nie można zostać po lekcjach, żeby nauczyciele coś wytłumaczyli. Możemy przyjść o 7.30 do szkoły, ale nie będę się fatygować hihi.

Korzystając z okazji prezentacji uniwersytetów w naszej szkole, złapałam dwóch przystojnych panów i zrobiłam sobie z nimi zdjęcie : )

Za mundurem panny sznurem.

Oni prezentowali szkołę dla kapitanów i marynarzy, szkoda że nie miałam mojej sailor czapki, bo zrobiłabym na nich większe wrażenie hahahhaha.

Dobranoc : *

poniedziałek, września 19, 2011

Minął kolejny weekend. Tak jak pisałam - w sobotę byłam na grillu z niektórymi osobami z wise (to nazwa mojej fundacji). Poznałam Niemca, Niemkę i dwie Koreanki (nie jestem w stanie przypomnieć sobie ich imion). Poza tym było dużo ludzi po 40, dzieci i jedzenia. Na koniec puszczali fajerwerki ; ). 


W niedziele miałam jechac do Kansas City na dni renesansu, ale było za mało chętnych. Możliwe, że i tak tam pojadę, ale z Nicole i Ryan w inny termin. Poza tym muszę kupić sobie płaszczyk, bo robi się coraz zimniej.


Uwe, Veronika, ja i Nina.






Tak sobie postanowiłam, że jutro zapiszę się na cheerledering. Życzcie mi powodzenia, żebym dostała się do tej jakże "utalentowanej" drużyny. 

W sobotę w moim domu jest kolacja międzynarodowa. Każdy przedstawiciel swojego kraju ma ugotować coś narodowego. Ja zastanawiam się nad pierogami, ale ja nawet nie wiem czy oni mają maszynkę do mięsa (tzn pewnie mięso zmielone da się już kupić, ale ja nie ufam takim gotowym produktom). Poza tym nigdy sama tego nie robiłam i nie wiem czy sobie poradzę i chyba lepiej będzie jak wybiorę coś innego. Tylko nie wiem co! 

Tutaj codziennie jest inna pogoda. Dzisiaj znowu gorąco i popołudniu chodziłam w szortach po ogrodzie, a rano zamarzałam w długich spodniach i marynarce. 

To tyle na dzisiaj, postanowiłam pisać częściej i mniej, BO NIEKTÓRYM SIĘ NIE CHCE CZYTAĆ JAK JEST TAK DUŻO TEKSTU. 

Całuski : *

piątek, września 16, 2011

PARTY HARDDDD HOMECOMING 1 + powderpuff

Dużo czasu minęło od ostatniego wpisu, ale uwierzcie mi, że nie dzieję się tu tyle ciakawych rzeczy, żeby je opisywać. W poprzedni weekend umierałam z nudów i cieszyłam się na poniedziałek. To duża zmiana dla mnie, takie kompletne lenistwo. W Polsze byłam przyzwyczajona do zajęć pozalekcyjnych, uczenia się materiału, który nie jest podany "na tacy" jak tu, no i oczywiście spotkań ze znajomymi. Tutaj nie ma żadnego miejsca, gdzie można by posiedzieć sobie po lekcjach. Tzn. jest tu ta jedna kawiarnia, ale tam siedzą same stare baby + większość osób ma jakieś głupie sporty po lekcjach, pracę i zadanie domowe. Prawie codzinnie mam golf po lekcjach i spodobał mi się.

Dzisiaj dzień "Homecoming". Nie wiem w końcu co to dokładnie jest, Amerykanie też nie, ale zaraz to opiszę. Tydzień poprzedzający ten dzień, jest zabawny. W poniedziałek mieliśmy mieć szalone włosy albo czapkę, we wtorek "dzień starych ludzi" (przebieranie się za babcie i dziadki), środa "College Day", czyli ubrania/dodatki z drużynami (moim zdaniem to ich codzienna stylówa). W czwartek mieliśmy "early release" - każdą lekcję skróconą (ok. 30 min), więc skończyliśmy o 1.15 + przebrania "superhero". W piątek mieliśmy "reklamować" szkołę, więc tylko ubrałam się czarno-czerwono z bandanką. Każda grupa seminar (ok. 10 osób) miała różne zawody, np. rzucanie piłki do kosza (i tutaj ciekawostka: kosze są tutaj na wysokości sufitu, ale na czas gry są obniżane. Ten, z którego korzystaliśmy, miał specjalną siatkę, jeżeli ktoś nie trafił to nie musiał lecieć przez całą salę i szukać piłki tylko ona sama wpadała do dziury, z której po paru sekundach wylatywała na wysokość rąk, więc nikt nie musiał nam jej odrzucać), rysowanie logo drużyny itp. Była też jedna gra i śmialiśmy się z niej z Maxem (Niemrem), nauczycielka wydawała rozkaz (np. wiosłujemy) i musieliśmy siadać i wiosłować. Strasznie dziecinne, ale Amerykanów to bawi. My się cieszyliśmy jak odpadliśmy, a zrobiliśmy to specjalnie. Potem mieliśmy powderpuff. I to właśnie ta niespodzianka, bo chyba wszyscy dobrze wiemy, że nie jestem wielką fanką sportu, ale zapisałam się futbol dla dziewczyn. Niestety jest to tylko raz w roku. Zupełnie nie znam tych zasad, więc po prosu sobie biegałam tam gdzie wszyscy, ale dobrze się bawiłam. To była gra na żarty, ale niektórzy odebrali ją bardziej serio i się denerwowali jak przegraliśmy (ALE NIE Z MOJEGO POWODU!). Za to ja wykopywałam im piłkę i bardzo dobrze mi poszło, to dlatego, że mam zdrowy polski tłuszcz w nogach, a Amerykanki żywią się samą chemią. Brakuje mi tutaj dobrego jedzonka, mamusinych kanapeczek, które robiły furorę w gimnazjum (i mam nadzieję, że w liceum też będą : D). Tzn. moja host rodzina gotuje bardzo dobrze (głównie makarony, ale też mięso i ryby), ale zdarza się, że nie gotuje. Po grze dużo osób mi gratulowało i było bardzo śmiesznie. Poznałam też osobę, którą bardzo chciałam poznać : ). No i znowu zbiegłam z tematu. Po tych wszystkich konkurencjach mieliśmy paradę po mieście. Było strasznie zimno (12 C!) więc spytałam się mężczyzny, który prowadził jedno z aut z przyczepą, na której były plakaty i ludzie (niektórzy przebrani) czy mogę z nim jechać, bo jest strasznie zimno. Powiedział mi, że jest ojcem jakiegoś chłopaka, ale chyba go nie znam. Był bardzo miły i mówił, jakby sam był z wymiany, bardzo wolno. Pogratulował mi mojego angielskiego. Chciałabym mieć już miękki amerykański akcent, ale to wymaga czasu, po za tym dużo ludzi uważa mój za "awesome" albo "sexy". No i tak wyglądał mój dzień w szkole, teraz trwa mecz, ale jeszcze na nim nie jestem, ponieważ Nicole pojechała po Mike'a i na nią czekamy, ale też nie chce mi się tam za bardzo  iść, bo jest strasznie zimno, a nie mam ciepłych ubrań i bolała mnie dzisiaj głowa, ale pospałam jakieś pół godziny, zjadłam aspirynę i już mi przeszło. Nie jestem do końca pewna czy to dobra tabletka, ale nie mogłam znaleźć innej, a nie mam opakowań z leków, więc nie wiem, a nie chciało mi się sprawdzać w internecie : ).

Co roku "homecoming dance" jest po meczu futbolu, ale w tym roku postanowili przenieść to na czwartek, ponieważ po meczu chłopcy są zmęczeni (i spoceni). Wczoraj przyjechała do mnie Nina i oczywiście wyróżniałyśmy się, bo wyglądałyśmy ślicznie. Homecoming dance to dyskoteka szkolna. Myślałam, że to bardziej bal, ale się przeliczyłam. Muzyka była tak beznadziejna, że szkoda gadać. DJ WŁĄCZYŁ COUNTRY! Horror. Najśmieszniejsze było, jak wszyscy ustawili się w rzędzie i tańczyli do piosenek, w których jest śpiewany (albo wszystkim znany) układ (coś jak Makarena, ale tego akurat nie puścili, ale to dobrze). Tutaj wstawiam link do filmu, na którym Nina właśnie to nagrała -> http://www.youtube.com/watch?v=YoIxy3_tFNM&feature=player_embedded 0.24 - mój super śmiech : )

Tak to wyglądało, był to komiczny widok. 1. października idę na Homecoming Dance w szkole Niny - Washburn. Jest większa z wysokim poziomem nauczania i ludźmi z miasta. Mam nadzieję, że będzie lepiej.

Zdjęcia z tego tygodnia:

Zgrabne nogi Niny w moim barze.

Cudowne 14 cm.

Koszulka na powderpuff . Zamówiłam rozmiar M, bo taki zazwyczaj noszę -  jak na moje oko to jest L męska.  + szorty z Polski, które były niemalże niewidoczne.

Poniedziałek, forensic science z Rebeką i Alfonsem (ja wymyśliłam to imię i przetłumaczyłam im  - to jest nasz kurczak)




Jest już wpół do dwunastej i w końcu pojechałam na mecz. Było bardzo zimno i padało, a nie mam płaszcza, ale kupię. Na szczęście wzięłam ze sobą dwie pary emu, więc jakoś mnie grzeją. Oczywiście moja szkoła wygrała 54 do 0. Jutro idę na grilla z innymi osobami z wymiany z mojej fundacji. W niedzielę jadę do Kansas City na dni renesansu. Może wreszcie moje życie towarzyskie ożyje w ten weekend. 

Mam jeszcze zdjęcie, które zrobiłam sobie po powderpuff. Jest rozmazane, ale to nie szkodzi, bo za parę dni powinnam mieć więcej zdjęć. 


Tak wyglądała moja szafka, ale teraz już nie ma dwóch reklam Guess, papierosa w ustach Ash Stymest'a i pijące wino Francisco Lachowskiego : ( Muszę znaleźć coś na te puste miejsca, bo teraz nie wygląda już tak super. 

 Buziaczki : *

piątek, września 09, 2011

Adolf Hipster

(Tomasz M. dziękuję : *)

TO JEST PRAWDZIWY KOLOR NIEBA


Na początek pokażę wam co dzisiaj zrobiłam na ceramice.

gliniany Pacman
Nikomu z grupy nie spieszy się z kończeniem "wazonów", które robimy, więc się obijamy i wygłupiamy. Miałam zamiar się trochę pouczyć na kolejną lekcję (kryminalistykę), ponieważ miałam dzisiaj quiz, ale tylko przejrzałam materiał. Wszystko, naprawdę WSZYSTKO co jest na takim teście dostajemy dzień wcześniej. Na początku jak się o tym dowiedziałam (na historii) roześmiałam się, bo to wygląda tak, że uzupełniamy "study guide" i praktycznie te same pytania są na quizie. Najlepsze jest to, że tylko w jednym zadaniu coś musiałam pisać. Wszystkie inne to "wielokrotny wybór" albo "prawda/fałsz". Dostałam B, ale zrobiłam "extra credit", czyli zadania dodatkowe (hahahahaha to nie jest dodatkowe płacenie) i moja ocena wzrosła, czyli A. Bardzo się zdziwiłam, kiedy okazało się, że tylko trzy osoby dostały A. Przecież to nie jest trudne i wystarczy to zapamiętać wzrokowo. Jeszcze nie spotkałam się z czymś takim, żeby definiować jakieś słowo. Objaśnienie jest już wydrukowane, a my tylko piszemy nazwę, albo literkę. Jutro mam kolejny quiz z historii i duże zadanie z Hiszpańskiego. Każdy z klasy losował kraj (ja mam Kubę i bardzo się z tego powodu cieszę) i jutro będziemy go prezentować. Dodatkowo zajęłam drugie miejsce w klasie (czyli wygrałam eliminacje : D) z literowania. Pod koniec września wszystkie trójki z każdej klasy będą miały konkurs z nagrodami. 
Przebrnęłam przez moje pierwsze prawdziwe wypracowanie z angielskiego. Moim zdaniem nie jest ciekawe, ale to wina tematu. Zobaczymy jak zostanie ocenione. 


Wczoraj po lekcjach zapomniałam wziąć zeszytu i książki właśnie z forensic science, więc wróciłam do szkoły z Jasonem. Kiedy już miałam to, czego potrzebowałam, sekretarka (bardzo miła, lubię ją!) powiedziała mi, że jutro (czyli dziś) będziemy mieć nową osobę z wymiany. Bardzo się ucieszyłam i spytałam z jakiego kraju - Niemcy! Okazało się, że to chłopak z dużego miasta (bo z Hamburga) czyli wreszcie będę widziała kogoś dobrze się prezentującego. Bo wszyscy Niemcy dobrze wyglądają (tzn. z tych większych miast, bo są też tacy w dresach i z dziwnymi pasemkami, ale to są wiejscy piłkarze). A jeżeli widzi się kogoś, kto wygląda dobrze to od razu poprawia się humor. Ten chłopak nazywa się Max, nie miał jeszcze dzisiaj lekcji, ale poznałam go. Kocham nasz europejski styl. Jutro mam też zamiar obkleić moją szafkę wycinkami z Vogue i InStyle + pojedynczymi zdjęciami, które ze sobą wzięłam. Oczywiście jak to zrobię to wam pokażę ; x.


Może w końcu to będzie ktoś, kto będzie ze mną robił [HIPSTERSKIE] zakupy : ).

Jutro jadę z Jasonem i dziećmi na mecz moich chłopców w innym miasteczku, jakieś 30 minut stąd. Mam nadzieję, że znowu wygramy : D. Mam też dla was niespodziankę, a mianowicie co będę robić za niedługo, ale to w swoim czasie wam powiem. Teraz daję małą podpowiedź, "namiastkę" (hahahaha a pamiętacie Nicole Namiastkę?) tego co to będzie. + tak właśnie wygląda moja nauka : )

 

SZALONA KATJA 


P.S.
W poprzednim poście napisałam "Vogue amerykański, a napisane po polsku" i miałam na myśli "MY FRANCE" czytane w naszym ojczystym języku, a inne słowa, które znaleźliście (np. nostalgia).
+ jestem na bieżąco z Ekipą z New Jersey, BO DZISIAJ JERSDAY!


wtorek, września 06, 2011

sweet 16


Nie jestem wielką fanką takiego rodzaju muzyki, ale to piosenka z urodzinową sukienką, więc na urodziny odpowiednia : ).



W ten weekend wydarzyły się dwie ciekawe rzeczy.

W sobotę wstałam bardzo późno - o 1 po południu. To dlatego, że poszłam spać o 3, wszystko przez te głupie filmy z poprzedniej notki, które nie chciały się załadować. Posprzątałam pokój, żeby na niedzielę był czysty. Potem chciałam jechać na zakupy i poprosiłam Nicole, która się zgodziła i spytałam się jeszcze Niny czy też z nami pojedzie. Okazało się, że jej znajomi mają iść do klubu. TAK DO KLUBU! I ona też tam idzie i byłoby jej miło, gdybym też poszła. Byłam strasznie podekscytowana. I Nicole się zgodziła : ). Nie wiecie jak szczęśliwa byłam przed tą imprezą. Jest to klub The Pulse. Wstęp od 15 do 19 lat hahahahah. Ale i tak bardzo się cieszę, bo byłam pewna, że nie będzie mowy o jakichś imprezach tutaj. Leciała sama czarna muzyka. Na początku było trochę nudno, ale potem już mi się spodobało i mam nadzieję na powtórkę w piątek albo sobotę. Ach no i przed tym wyjściem chciałam kupić sukienkę na niedzielną imprezę, jednak kiedy byłam już w  tym sklepie pacsun, który bardzo mi się podoba, okazało się, że jej nie ma. Znalazłam inną, ale była za duża. Na pocieszenie kupiłam sobie kurtkę bejsbolówkę. 



mmm jakie stajlisz skarpetki

jest słodko


W niedzielę odbyła się moja impreza urodzinowa. Nie były to wymarzone 16 urodziny, ale nie mogę narzekać. Jakiś czas temu obawiałam się, że spędzę urodziny sama zapłakana, obżerająca się słodyczami, więc się cieszyłam. Dostałam dużo prezentów. Uwielbiam (z Niną : )) jak oni tutaj wszystko pakują. Np. papier w muffinki . To śmieszne, bo moi host rodzice kupili mi też Vogue, a przecież zamówiłam prenumeratę. Ale Nicole powiedziała mi, że nie chciała żebym czekała 6 tygodni (tyle czeka się na pierwszy numer od wysłania prenumeraty) i to dobrze, bo ten odcinek jest z Kate Moss (ślub z Jamie Hince, on gra w The Kills ) i Natalią Vodianovą, czyli moimi ulubionymi modelkami i muzykiem

tort podczas krojenia










hahahahhahaha


Vogue amerykański, a napisane po polsku! 


 Dzisiaj moje urodziny, zrobiłam do szkoły ciasteczka z maślanych ciasteczek Leibnitz. Bardzo wszystkim smakowały.  Zaśpiewali mi sto lat na hiszpańskim. Miałam też moją pierwszą lekcję golfa i ten sport przypadł mi do gustu. Trener ma syndrom suchara, ale na poziomie początkującym, więc nie jest tak źle. Zmieniłam też stolik na stołówce, bo dziewczyny, z którymi poprzednio siedziałam cały czas gadały tylko o esemesach i o ludziach, których nie znam. W nowym miejscu mamy krzywą ławkę, ale to jest śmieszne. Nie wieje też na mnie klimatyzacja, tak bardzo jak poprzednio no i mam lepsze widoki : ).

Na jutro do szkoły mam jakieś głupie wypracowanie, nie mam pojęcia jak to napisać, więc trochę nad tym teraz popracuję.


Ah no i w poniedziałek zrobiłam jeszcze te zdjęcia, bo chciałam uwiecznić wysokie kukurydze. W tym tygodniu będą je zbierać.



z Maddie, moją kuzynką.

Trzymajcie się, buziaczki i bardzo dziękuję za życzenia .
Cosmopolitan Cocktail