No witam witam!
Wiem, że niektórych z Was może to trochę irytować, że to moje najczęstsze powitanie (a w szczególności moją kochaną mamę :)), ale przypomina mi ono o dwóch pewnych osobach, które potrafią to odpowiednio przeczytać. No i mnie się podoba po za tym.
Coraz bliżej święta, a w Kansas coraz cieplej. Od czwartku można przebywać na dworze tylko w swetrze, niektórzy ubrali szorty do szkoły. Ale tutaj też jest tak, że w nawet zimne dni nie są za bardzo potrzebne kurtki i płaszcze, bo "przebywanie" na dworze polega na: wejściu rano do auta, wejściu rano do szkoły i ewentualnym przemieszczeniu się z jednego do drugiego budynku, wyjściu ze szkoły do auta/autobusu i wyjściu z takiego pojazdu do domu, czasami do pracy, sklepu albo zatankowaniu auta. To wszystko. Nikt tutaj nie spaceruje. Jest to dla mnie bardzo dziwne, bo w Polsce codziennie chodziłam do i ze szkoły + na spacery z psem i jakimiś miłymi kolegami do towarzystwa, więc łącznie to wychodzi na jakieś 2,5 km w dni robocze. Tak więc to też może być przyczyna osadzania się tłuszczu na niektórych partiach mojego ciała. Oczywiście nie wyglądam (JESZCZE) jak baleron, ale w Stanach nie trudno o przybycie na wadze.
Kupię sobie rower na wiosnę i będę nim wracać ze szkoły.
Skoro już jestem przy tym temacie, to w międzyczasie weszłam na mapy google i mam dla Was parę screen shoot'ów.
To nasz dom. Z góry dobrze widać mini boisko do baseballa. |
Droga z domu do szkoły. 2,7 mil - ok. 4,5 km. |
Moja szkoła + mamy jeszcze boisko do baseballu, ale się nie zmieściło na zdjęciu. Jeżeli ktoś jest ciekawy, to wystarczy wpisać Rossville High School, Rossville, KS, United States w mapy google. |
Dla porównania wstawiam zdjęcie mojego gimnazjum. Przy takiej samej skali cały teren (z boiskiem) przypomina mój parking. |
Naprawdę wszystko jest tutaj ogromne. Nawet zdjęcia portfelowe. Nie chcę mi się teraz Wam tego pokazywać, ale zrobię to w najbliższym czasie, bo w czwartek dostałam moje odbitki. I muszę zadzwonić jutro do tej firmy, ponieważ zamówiłam 18 zdjęć i za nie zapłaciłam, a dostałam tylko 9.
Dzisiaj poniedziałek, czyli pierwszy dzień bez szkoły. Tzn. jest noc, bo teraz piszę mi się najlepiej. Cieszę się na te dwa tygodnie "laby". Głównie też z tego powodu, że będę miała dużo czasu na rozmowy z przyjaciółmi i znajomymi z Polski ;). Codziennie ze szkoły wracam o godzinie 16, więc niektórzy już są w łóżeczkach, a nie chcę nikogo przetrzymywać :). To znaczy chciałabym, ale nie wszyscy się dają.
Do szkoły wracam 3 stycznia już z nowym planem. Oto on:
1. Creative writing - kreatywne pisanie i to może ulec zmianie, ale o tym napisałam w poprzednim poście, więc jeśli nie czytacie ze zrozumieniem, to możecie tam zaglądnąć. Jeżeli okaże się nieciekawie zostaję przy ceramice.
2. English 11 - angielski dla juniorów - przedmiot obowiązkowy. Zobaczymy jaka okaże się "ekypa" z tej godziny.
3. Biology - po prostu biologia. Wybrałam za poradą niektórych osób z mojego profilu w liceum + przyda się na przyszłość :).
4. Video Production - tego nie mogę się doczekać! Nie jestem pewna co dokładnie robi się na takich lekcjach, ale zapowiada się ciekawie.
Seminar + Lunch
5. Spanish I - kontynuacja nauki najseksowniejszego języka na świecie.
5. Spanish I - kontynuacja nauki najseksowniejszego języka na świecie.
6. World History - to też miałam w poprzednim semestrze i żałuję, że muszę zmieniać czas, bo polubiłam grupę z czwartej godziny, ale wideo produkcja jest tylko raz.
7. College Trigonometry - no, trygonometria. Miałam jeszcze do wyboru statistics (statystyki), ale nauczycielka powiedziała, że lepiej żebym wzięła tą trygonometrię, bo nie ma aż tam tak dużo tekstu i poleceń, co w amerykańskiej matematyce jest dla mnie najtrudniejsze do zrozumienia.
Powinno być ciekawie.
Teraz, po półrocznym programie mogę Wam trochę dokładnie opisać, co robiliśmy na lekcjach.
1. Ceramics - Pierwszy raz w moim życiu przygoda z ceramiką. Spodobało mi się, ale trochę męczące, taka codzienna zabawa z ciapraniem w glinie. Łącznie zrobiłam 4 projekty, z 3 jestem bardzo zadowolona, 1 nie za bardzo mi się podoba, ale też temat nie był ciekawy. Za jakiś miesiąc zrobię zdjęcia moich "dzieł", ponieważ niektóre z nich jeszcze wymagają glazurowania i "upieczenia". Minusy: musiałam przychodzić na seminarze "odrabiać" prace, bo nie zdążałam w przeznaczonym klasie lekcyjnym i bardzo, ale to bardzo wysusza ręce, ale ja i tak zawsze mam ze sobą krem, więc nie jest aż tak źle. Jeżeli zostanę na drugi semestr będzie mnie czekać garncarstwo na tym obrotowym urządzeniu, jak w tym starym filmie z Patrickiem Swayze!
5. Spanish I - jak przy reszcie przedmiotów - wszystko poukładane i bardzo dobrze, ale trochę za wolno przerobione. Wystarczy się systematycznie uczyć, opanowałam program na 99% :) i myślę, że nie miałabym problemów w porozumiewaniu się, ale to też pewnie dlatego, że sama sobie czasem wyszukuję słówka do nauki i to chyba moja największa pasja - języki i wszystko co związane z podróżowaniem. Jestem też zadowolona z nauczycielki o otwartym umyśle, określonej przez niektórych za "hot". Oprócz hiszpańskiego zna też perfekcyjnie francuski (bo we Francji studiowała) i czasami mówi do nas z brytyjskim akcentem (ponieważ jej mąż, z którym się rozwiodła jest z Wielkiej Brytanii). Lubi dodawać do naszych lekcji ciekawostki kulturalne i ze swojego prywatnego życia (jak zresztą inni nauczyciele).
Dodam jeszcze, że z każdego przedmiotu (oprócz 1. i 6. oczywiście) miałam test semestralny.
No i tak moi drodzy - zleciała już prawie połowa mojego pobytu w Stanach, przyzwyczaiłam się do rzeczy, które na początku wydawały mi się bardzo dziwne (o tym w następnej notce), nabrałam bardziej (bo jeszcze nie całkowicie) amerykańskiego akcentu, poznałam trochę ludzi, ale prawda jest taka, że nie mam tutaj tak dużo kolegów i koleżanek. Na samym początku wszyscy byli strasznie mili i ciekawi moją osobą. Teraz już się przyzwyczaili i niektórzy, których w pierwszym miesiącu uznałam, za przyjaznych, teraz nie mówią mi nawet głupiego cześć na korytarzu. Oczywiście nie zawracam sobie tym tak za bardzo głowy, bo wiem, że w tym kochanym kraju biedaków i wódki są osoby, które mnie kochają, a nawet jak nie to i tak za mną tęsknią. I za takimi osobami też warto tęsknić :) (Jezu jak ja nie lubię powtarzania słów, ale tutaj nawet pasuje + nie ma dobrego synonimu)
Zbliżałam się już powoli do końca na dzisiaj, ale jeszcze szybciutko o tym jak się zakończył ten tydzień.
Piątek to był bardzo luźny dzień (zresztą prawie jak cały ten tydzień). Po 12 mieliśmy lunch, a po lunchu "Talent Show" i jakieś takie świąteczne pierdoły. Na korytarzu leciały piosenki Franka Sinatry, Binga Crosby'ego i tym podobne. Stoły w "kafeterii" (stołówce) wyglądały jak wielkie prezenty. Ogólnie taki świąteczny klimacik. Dzień wcześniej zorganizowałyśmy "Secret Santa" z moimi znajomymi ze stołu, czy losowanie imion i kupowanie prezentów do 20$. Każda z nas była zadowolona i wszyscy się na nas patrzyli, ponieważ miałyśmy pełno siatek z prezentami na stole. Wieczorem przyszły do mnie dwie koleżanki, bardzo miło spędziłam czas. W nocy, kiedy rozmawiałam z Beką, osobą którą najbardziej tutaj lubię potrzebowałam jakiegoś słowa, więc włączyłam Google Translate na telefonie i chyba z godzinę się tym bawiłyśmy. Strasznie się cieszyłyśmy, kiedy tłumacz rozchwytywał polskie słowa wymawiane przez Bekę. I tutaj zachęcam niektórych do wypróbowania: przełączcie język na Chiński, naciśnijcie na ten mały mikrofon i mówcie słowa tak jak ten język brzmi (ćińg ćzańg itp.). To strasznie śmieszne, bo potem wychodzą jakieś słowa i zdania. Mi za każdym razem wychodziło coś związanego z biznesem, a raz tak : "@ @ @ @". Haha nie wiem czemu, ale tak najwidoczniej wychwytało dźwięk.
Piątek to był bardzo luźny dzień (zresztą prawie jak cały ten tydzień). Po 12 mieliśmy lunch, a po lunchu "Talent Show" i jakieś takie świąteczne pierdoły. Na korytarzu leciały piosenki Franka Sinatry, Binga Crosby'ego i tym podobne. Stoły w "kafeterii" (stołówce) wyglądały jak wielkie prezenty. Ogólnie taki świąteczny klimacik. Dzień wcześniej zorganizowałyśmy "Secret Santa" z moimi znajomymi ze stołu, czy losowanie imion i kupowanie prezentów do 20$. Każda z nas była zadowolona i wszyscy się na nas patrzyli, ponieważ miałyśmy pełno siatek z prezentami na stole. Wieczorem przyszły do mnie dwie koleżanki, bardzo miło spędziłam czas. W nocy, kiedy rozmawiałam z Beką, osobą którą najbardziej tutaj lubię potrzebowałam jakiegoś słowa, więc włączyłam Google Translate na telefonie i chyba z godzinę się tym bawiłyśmy. Strasznie się cieszyłyśmy, kiedy tłumacz rozchwytywał polskie słowa wymawiane przez Bekę. I tutaj zachęcam niektórych do wypróbowania: przełączcie język na Chiński, naciśnijcie na ten mały mikrofon i mówcie słowa tak jak ten język brzmi (ćińg ćzańg itp.). To strasznie śmieszne, bo potem wychodzą jakieś słowa i zdania. Mi za każdym razem wychodziło coś związanego z biznesem, a raz tak : "@ @ @ @". Haha nie wiem czemu, ale tak najwidoczniej wychwytało dźwięk.
Sobotę i niedzielę spędziliśmy na odwiedzaniu rodzin, jedzeniu, otrzymywaniu prezentów i jeszcze raz jedzeniu.
Już na sam koniec odpowiem na pytanie z komentarza z poprzedniego posta:
Hej ! Czytam Twojego bloga i jest świetny :) . Ja wyjeżdżam dopiero za 2 lata,no ale zawsze.Mam takie pytanie : jaka jest Twoja koordynatorka?Tzn gdyby były jakieś problemy z rodziną czy coś to jakby się zachowała? Pozdro! :)
Cieszę się, że się podoba i że wyjeżdżasz, bo to naprawdę świetna rzecz. Co do mojej koordynatorki to jest to szalona kobieta, chyba już po siedemdziesiątce, ale jestem z niej zadowolona. Nie miałam żadnych problemów, ale wiem, że pomogłaby mi, bo nawet jeśli zadzwonię do niej z pytaniem o jakiś głupi adres spotkania, to stara się jak najbardziej i zawsze pyta się czy wszystko dobrze. Moja koleżanka, która była na wymianie w tamtym roku ostrzegała mnie, że może się okazać, że nie będę mogła na niej polegać, ale zostałam miło zaskoczona. Również pozdrawiam ;)
+ zdjęcia
Koleżanki z historii. Nie mam normalnie aż tak zaokrąglonej twarzy jak na tym zdjęciu! |
Kibicujemy! |
P.S.
Jeżeli macie jakieś pytania/prośby to róbcie to samo, co w poprzednim poście ładnie opisałam.
częściej dodawaj posty !
OdpowiedzUsuń