niedziela, stycznia 29, 2012

Winter Semi-Formal



Witam witam!

Wiecie co jest zabawne? Paradoksy. Chyba w ostatniej notce napisałam Wam, że: a) nie mam powodzenia, b) zgrubłam (za każdym razem to słowo jest podkreślone, czy używam wyrazów, które nie istnieją? oO). W tym tygodniu to się zmieniło. Wszyscy się do mnie uśmiechali i mnie zaczepiali, co może nie jest symbolem romansu, ale to już jakiś progres. W sobotę miałam zimowy bal, więc do niego zeszczuplałam, ponieważ miałam bardzo obcisłą sukieneczkę. Wszystko wraca do normy : )

Standardowo do czwartku nie wydarzyło się nic niezwyczajnego, co należałoby opisać.

W czwartek nie byłam na ostatniej godzinie lekcyjnej. Przyjechał po mnie mój tata i zawiózł mnie do jednej z biedniejszych dzielnic Topeki, ponieważ zapisałam się do girls scout i miałam pomóc przygotowywać takie małe flagi naszych państw. To miejsce jest uznawane za getto. Mieszkają tam w 95% ludzie kolorowi. Niby są biedniejsi, ale tego po nich nie widać, a przynajmniej po paru osobach, których widziałam. Wyglądają lepiej niż Ci wszyscy kowboje i farmerzy. Po jakichś 30 minutach moja koordynatorka zawiozła nas do podstawówki i bawiłyśmy się z małymi dziećmi. Nie za bardzo moje klimaty, ale przynajmniej wyrabiam sobie dobrą opinię.

Już bym zapomniała! Nawet nie wiecie jak miłe może być samo wejście do klasy historycznej kiedy na tablicy jest wywieszona mapa europejska z Polską na środku, czyli centralnie na moim widoku. Z tej okazji wycięłam zgrabne serduszko z papieru i nakleiłam je jak ramkę w okół Polski :). Ale ze mnie artystyczna patriotka HEHE.

W piątek po lekcjach przyjechałam z Beką, czyli moją najlepszą tutaj koleżanką do mnie do domu po rzeczy. W jej aucie znalazłam daszek z Subway'a, ponieważ ona tam pracuje. Weszłam w nim do domu i powiedziałam mojemu tacie, że uczę się Amerykańskiej stylówy, na co on odpowiedział, co mnie bardzo  rozbawiło i ucieszyło, że stylówy nie mogę się nauczyć, ponieważ ja się z nią już urodziłam. Nie wiem czy to najlepsze tłumaczenie na słowo swag, ale sens zdania jest zachowany.
Wieczorem pojechałyśmy kupić film Dirty Dancing 2, ponieważ nie przywiozłam go ze sobą, a wszystkie internetowe wersje mają już lektora. Wybrałyśmy Vintage Stock, czyli tak jakby lump, tyle że nie z ubraniami, a z filmami, grami, komiksami, płytami itp. Najpierw znalazłam mój ukochany film za 6$, ale potem przeglądałyśmy jeszcze "wielkie przeceny", czyli np. jeśli dwie sztuki filmu są wystawione na sklepie, reszta idzie na ten dział. Ostatecznie zapłaciłam 4$, a płytka działa jak nowa. Rzecz, która jest kolejną korzyścią znajomości z Beką (bo na pierwszym miejscu jest jej osobowość, ta dziewczyna jest kochana i nie jest taka okropnie sztuczna jak te wszystkie amerykańskie dziunie) jest jacuzzi w jej domu, w którym spędziłyśmy chyba trochę za dużo czasu, bo po wyjściu było mi słabo. Od razu dodam, że to nie jest tutaj wcale takie nadzwyczajne posiadać jacuzzi.

W sobotę wstałyśmy [jak na moje warunki] wsześnie, bo około 10. Dobrze, że zaczęłam naklejać moje sztuczne rzęsy mając dużo czasu do wyjścia. Po pierwsze jest to zadanie nieproste i trudno uniknąć szewskiego języka. Po drugie, kiedy dokończyłam już mój makijaż oczu uznałam, że wyglądam nieco śmiesznie i nie mogłam do końca mrugać, ponieważ moja lewa powieka sklejała się w jednym miejscu i ściągnęłam je. I bardzo dobrze.
W czasie naszych ostatnich przygotowań do domu Beki przyjechała nasza koleżanka i jej chłopak. Razem pojechaliśmy na kolację. Jest to dla mnie nieco absurdalne, żeby iść jeść przed tańcem, więc zjadłam tylko jedno malutkie burrito. Było pyszne i z chęcią wzięłabym więcej, ale sukienka i rozum mi nie pozwoliły.

Bal odbył się w naszej szkole od godziny 8 do 11. Przed wejściem skoczyłam jeszcze do sklepu po Monster'a, ponieważ przez tą poranną pobudkę mój organizm domagał się drzemki. Większość balu bawiłam się całkiem dobrze. Było o wiele lepiej niż na tym beznadziejnym homecomingu. Oczywiście nie zabrakło paru tandetnych piosenek typu "Cha-Cha slide/ Criss Cross" i wolnych country, które rzecz jasna spędziłam przy krześle. Przy tych normalnych wszyscy mówili mi jak to cudownie tańczę, chociaż robię to tak jak standardowa Polka, która ma poczucie rytmu i chodziła na zajęcia. No może trochę lepiej, ale ja tego nie wiem. Po powrocie do domu Beki nie miałam dobrego humoru, a na takie rzeczy najlepsze jest jedzenie. O dziwo nie miałam ochoty na słodycze (ho ho może się od nich odzwyczaiłam? :)), a na mięso. Przed 2 w nocy pojechałyśmy do Taco Bell, za którym będę bardzo tęsknić w Polsce. Jedzenie podał nam jakiś czarny tłusty obywatel, a ponieważ na piżamkę ubrałam tylko szlafrok (czyli miałam "gołe" nogi) dziwnie do nas pomachał. Z pędem odjechałyśmy od okienka Drive-In słuchając stacji z muzyką lat 80.

Do domu wróciłam rano w niedzielę, po południu pojechałam z rodzinką do babci na obiad.

Czas na zdjęcia!





To moje ulubione zdjęcie :)


Amerykanie musieli uwiecznić, jak jem rękami, ponieważ dla nich jest to dziwne, że zawsze używam sztućców. Których potem i tak użyłam, tak jest o wiele łatwiej.


Takie tam z fankami : D

Na dzisiaj to już wszystko. Bardzo cieszy mnie fakt, że właśnie rozpoczęły Wam się ferie, mogę ponaciągać godziny snu najbliższych, którzy w tym albo przyszłym tygodniu siedzą w domku przed komputerem.

Arrivederci 
Kasia ; *

3 komentarze:

  1. Kochana, podkreśla Ci się, bo pisze się "zgrubiałam", a nie "zgrubłam". :D
    Jak ja chętnie poszłabym na taką imprezę! *_*

    OdpowiedzUsuń
  2. Albo można pisać przytyłam :P
    PS. Bardzo ładnie wyglądałaś :)

    OdpowiedzUsuń

Cosmopolitan Cocktail